
W samym sercu Ursynowa, na Końskim Jarze, przed laty stały trzy urocze rzeźby – „Trzy dziewczynki”, które stały się symbolicznym obrazem dzieciństwa lat 70. XX wieku. Dziś nie pozostał po nich nawet ślad. Zostało tylko wspomnienie. Co się z nimi stało? Dlaczego zniknęły? I jak wyglądał plener rzeźbiarski, dzięki któremu na Ursynowie pojawiły się dziesiątki charakterystycznych rzeźb?
W 1977 roku, gdy Ursynów Północny dopiero się budował, zorganizowano niezwykły plener rzeźbiarski. Pomysłodawcą i koordynatorem wydarzenia był Ryszard Stryjecki, artysta rzeźbiarz. Celem wydarzenia było nie tylko upiększenie powstającego osiedla, ale także wprowadzenie sztuki w przestrzeń codzienną mieszkańców.
W ramach pleneru powstało kilkanaście rzeźb, które z czasem stały się lokalnymi punktami orientacyjnymi – „Jeździec na koniu”, „Paw”, „Zakochani”, „Gołąb”, „Lwy” czy „Herkules walczący z Anteuszem”. Wszystkie te prace wpisywały się w ówczesne założenia estetyczne i funkcjonalne: miały być trwałe, czytelne i dostępne dla każdego.
Rzeźba „Trzy dziewczynki” stanęła nieopodal Domu Rodzinnego przy Końskim Jarze – dziś to miejsce zajmuje siłownia plenerowa. Wykonane z betonu zbrojonego, filigranowe postaci dziewczynek miały do 180 cm wzrostu i przedstawiały dzieci bawiące się na podwórku – skaczące w klasy, trzymające się za ręce, wirujące w zabawie.
Niestety, te subtelne rzeźby przetrwały zaledwie kilka miesięcy. Jak wspomina Ryszard Stryjecki, rzeźby zostały zdewastowane przez wandali, a następnie usunięte. Co się z nimi stało? Czy zostały zniszczone całkowicie, czy może gdzieś przechowywane? Tego nigdy nie ustalono.
Jednym z problemów, który przyczynił się do zapomnienia o wielu rzeźbach z tamtego okresu, był brak systemowej dokumentacji i ochrony. Większość prac nie miała nawet tabliczek z nazwiskami autorów. Rzeźby powstawały w szybkim tempie, często bez większej kontroli konserwatorskiej, a w czasach PRL sztuka uliczna nie była priorytetem dla władz lokalnych.
Oprócz dziewczynek z Końskiego Jaru, z przestrzeni Ursynowa zniknęły także inne rzeźby, jak np. jedna z prac przy Wiolinowej. Część z nich została zdemontowana w ramach rewitalizacji, inne padły ofiarą zaniedbań, a jeszcze inne zniszczono celowo.
W 2018 roku, dzięki zaangażowaniu mieszkańców i projektowi zgłoszonemu do budżetu obywatelskiego, przeprowadzono renowację kilku najważniejszych rzeźb:
„Gołąb” z Końskiego Jaru – dziś w nowej odsłonie,
„Herkules walczący z Anteuszem” przy Koncertowej,
„Lwy” przy szkole na ul. Puszczyka.
Dzięki tym działaniom powróciła świadomość, że rzeźby z czasów PRL są częścią tożsamości Ursynowa, a ich zniknięcie to realna strata kulturowa.
Dziś, po rzeźbie „Trzy dziewczynki”, nie zostały ani zdjęcia, ani dokładne opisy. Jej obecność przetrwała jedynie w ustnych przekazach i wspomnieniach mieszkańców. Czy warto byłoby stworzyć jej replikę? A może to szansa na nową interpretację artystyczną?
Historia „Trzech dziewczynek z Końskiego Jaru” to coś więcej niż lokalna ciekawostka. To przypomnienie o tym, jak ważna jest sztuka w przestrzeni publicznej, jak łatwo możemy coś utracić – i jak trudno to potem odzyskać. Być może warto dziś pomyśleć o tym, jak zabezpieczyć inne dzieła, które wciąż stoją na Ursynowie, zanim one również znikną bez śladu.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie